Dziś opowiem o książce, która wciągnęła mnie od pierwszej strony. Mroczny thriller, niepokojąco realny i dziejący się na Mazurach. Jakub Żulczyk pochodzi właśnie z Mazur. Nie dziwi więc, że na akcję kolejnej swej powieści wybrał właśnie tę lokalizację.
Zybork - niewielkie, prowincjonalne miasteczko, hermetyczna społeczność ludzi, których łączą skrywane od lat tajemnice. Konflikt rodzinny, niewybaczone grzechy i zemsta, okrutna zemsta, a wszystko to w posępnym żulczykowskim klimacie. Książka poważna, nie tylko z racji swojej objętości (862 str.), ale także z racji poruszonych przez autora tematów.
Mikołaj Głowacki, autor książki „Czarna, zimna woda”, która odniosła dość spory sukces na rynku wydawniczym, popada w kłopoty finansowe. Postanawia ,wraz z żoną Justyną, przenieść się na jakiś czas do rodzinnej miejscowości na Mazurach. Ojciec i brat Mikołaja nie przyjmują tego z entuzjazmem. Justyna jest sceptyczna a ich relacje poważnie się komplikują. Jednak sytuacja zmusza Mikołaja do powrotu do Zyborka. Wkrótce okazuje się, że w miasteczku trwa konflikt pomiędzy częścią społeczności a panią burmistrz, która jak się okazuje ma silne powiązania z światkiem przestępczym Zyborka. Przywódcą zbuntowanych mieszkańców jest nie kto inny jak Tomasz Głowacki, ojciec Mikołaja. Justyna, która jest dziennikarką, za namową teścia, postanawia napisać o wszystkim artykuł. W mieście zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy. W niewyjaśnionych okolicznościach znikają ludzie a wśród społeczności panuje swoista zmowa milczenia. W tle tych wydarzeń odżywa dawna, skrywana od lat tajemnica dotycząca niewyjaśnionego do końca gwałtu i morderstwa.
Cała ta historia przedstawiona jest z dwu różnych punktów widzenia – na przemian Mikołaja i Justyny. Dzięki temu sprytnemu zabiegowi, łatwiej jest nam zrozumieć zawiłe zależności i emocje targające bohaterami. W oparciu o tę historię Wojciech Smarzowski z powodzeniem mógłby nakręcić mocny film. I choć to tylko fikcja literacka, to jest na tyle realistyczna, że z powodzeniem mogłaby wydarzyć się naprawdę. Książka pomimo swej objętości, czyta się świetnie, jak prawie wszystko Żulczyka. Mnie powieść Jakuba Żulczyka porwała od pierwszej i trzymała w napięciu do ostatniej strony. A ponieważ nie są mi obce mazurskie klimaty, polecam ją każdemu miłośnikowi twórczości tego autora, jak również tym, którzy jeszcze się z nią nie zderzyli. Ja zderzałem się już wielokrotnie i niektóre urazy pozostały na mej czytelniczej skórze.