Prezent

Zbliżały się jej urodziny, trzydzieste. Marcin od jakiegoś czasu chodził dziwnie podniecony. Jakieś szeptane telefony na balkonie, sekretne serfowanie po sieci i w ogóle stał się taki tajemniczy. Na pewno szykuje dla niej jakąś niespodziankę. Tylko co to może być? Niepewność nie dawała jej spokoju. To musi być coś ekstra, bo ostatnio zostawał dłużej w pracy. Pewnie odkładał pieniądze z nadgodzin na jakiś super prezent.

Pech chciał, że zaraz po urodzinach, szef  Magdy organizował wyjazdowe, weekendowe szkolenie dla kadry kierowniczej. Wprawdzie, awansowała dopiero miesiąc temu i z powodu urodzin, chciała się z niego jakoś wykręcić. Szef jednak nalegał, by pojechała jednak na to szkolenie. Komu jak komu, ale szefowi w korpo się nie odmawia.

– Kochanie pamiętasz, że na weekend wyjeżdżam do Rymanowa na szkolenie? – od niechcenia rzuciła podczas poniedziałkowej kolacji.

– Oczywiście, wspominałaś mi już w zeszłym tygodniu – odparł wyrwany z letargu, w którym tkwił od jakiegoś czasu, kontemplując kolor i fakturę łososia, na kanapce.

– Nie będzie mnie cały weekend. Masz jakieś plany?

– Nie, nic konkretnego. Może pojadę na ryby z Wiktorem, ale jeszcze tego z nim nie uzgadniałem. Myślę, że jakoś wytrzymam te dwa dni bez ciebie, kochanie – odparł, jakby trochę zmieszany.

Twardy jest. Przecież to już pojutrze a on nie puścił pary z gęby. – Pomyślała – Co on knuje? To musi być naprawdę coś ekstra, w końcu ona kupiła mu na trzydziestkę szwajcarski zegarek, odwdzięczy się na pewno czymś nie mniej efektownym. – Przerwała rozmyślania, bo Marcin właśnie wstał od stołu.

– Nie skończyłeś! – Wskazała na ledwie raz ugryzioną kanapkę z łososiem.

– Nie jestem głodny a poza tym, jestem zmęczony. Pójdę się chyba położyć. – Dopił wino, ziewnął teatralnie i odwracając się na pięcie, zniknął w łazience.

Kiedy Magda wreszcie ułożyła się do snu obok Marcina, ten już smacznie spał.

Jak on może tak spokojnie spać? Ja przed jego urodzinami, oka nie zmrużyłam przez trzy noce.

Myśli kotłowały się w głowie, niczym skarpetki w jej nowej pralce, którą dostała od niego na dwudzieste dziewiąte urodziny. Miała nadzieje, była pewna, że tym razem to będzie coś mniej praktycznego.



Obudził go telefon. Magdy już niebyło. Dzwonił Wiktor.

– Cześć. Dzwoniłeś wczoraj. Nie mogłem odebrać, miałem spotkanie biznesowe i trochę się przeciągnęło, więc oddzwaniam.

– Tak jasne, „biznesowe”… Wyszła już? – ironicznie spytał Marcin.

– Właśnie wychodzi. Poczekaj chwilkę… – W słuchawce słyszeć się dało przytłumiony damski głos, dobiegający gdzieś z drugiego końca wiktorowego, niemałego mieszkania. – Pa kochanie, do zobaczenia w następny weekend. – Potem trzasnęły drzwi i Wiktor wrócił do rozmowy z Marcinem. – Oddzwaniam tak wcześnie, bo pomyślałem, że to coś ważnego.

– W rzeczy samej. Mam do ciebie pewną prośbę…

– No jasne – przerwał mu kolega – chcesz bym pomógł ci wybrać prezent dla Madzi.

– Prezent?...

– No! Prezent, na trzydziestkę.

O ku*wa! Całkiem zapomniałem – zadudniło mu w głowie.

– Taaaak! Właśnie, prezent. Miło, że pamiętasz. Moglibyśmy się spotkać?

– Jasne, za dwie godziny u mnie. Muszę tu trochę ogarnąć, rozumiesz?

– No jasne. Będę za dwie godzinki, narka!

Mieszkanie Wiktora, mimo swej niemałej powierzchni, nie sprawiało wrażenia luksusowego. Urządzone było dość specyficznie. Żaden z pokoi nie był zdefiniowany co do swego przeznaczenia. Na przykład teraz, w salonie a właściwie w największym z pokoi, na środku stało duże łóżko, w pośpiechu zarzucone wzorzystą kapą i stertą poduszek. Wiktor był ekscentrykiem i nie przywiązywał dużej wagi do takich przyziemnych spraw jak wystrój wnętrz. Dla niego ważniejsza była funkcjonalność, niż względy estetyczne.

– Czego się napijesz? Może kawy? Podwójne espresso, jak zawsze? – ni to spytał, ni stwierdził Wiktor, nie dając dojść do słowa przyjacielowi.

– Niech będzie. – odparł Marcin, kiedy gospodarz wyjmował już filiżanki z zabytkowego kredensu, który nijak się miał do reszty wyposarzenia kuchni.

Kiedy kuchnie wypełnił dźwięk młynka w ekspresie za kilkanaście tysięcy, Wiktor odwrócił się i spojrzał badawczo na swego gościa. Jego ruda zmierzwiona broda sprawiała wrażenie odrębnego żywego organizmu. Kiedy on przechylał głowę w jednym kierunku, ona jakby na przekór przechylała się w przeciwnym. W pewnym momencie pochwycił ją swą wielką jak bochen chleba dłonią, ujarzmiając jej harce i sprawiając, iż znów stała się posłuszna mimice jego pociągłej twarzy i grawitacji. Jego jasne, niebieskie i dociekliwe oczy przewiercały przez chwilę głowę Marcina, przynajmniej jemu samemu, wydawało się, że Rudzielec czyta w jego myślach.

– Il caffè è pronto! – odezwał się ekspres po włosku.

– Coś dziwnie wyglądasz – stwierdził Wiktor, podając przyjacielowi filiżankę z czarnym parującym naparem. – Nie wyspałeś się?

– Nie. Spałem nieźle – odparł, stawiając kawę na stoliku z Ikei. – tylko że, po twoim telefonie, zdałem sobie sprawę, że zapomniałem o urodzinach żony. Pierwszy raz mi się to zdarzyło.

– No tak… – Wiktor podrapał się w brodę, mierzwiąc ją ponownie. – A ile to już lat jesteście małżeństwem?

– Trzy! Przecież wiesz.

– No widzisz. Jak będziecie trzydzieści, to nie będzie ci się to zdarzać. – Próbował pocieszać kolegę Wiktor.

– No widzisz przyjacielu, – zaczął oficjalnie Marcin – nie to mnie najbardziej martwi.

– Nie przejmuj się, od czego ma się przyjaciół. Na pewno coś wymyślimy. To dopiero pojutrze. Znajdziemy odpowiedni…

– Nie chodzi o prezent! – przerwał mu Marcin.

– To o co?, bo zaczynam się gubić.

– Chodzi o to, że się zakochałem.

– Wiem, byłem przy tym. Pamiętasz? Zakopane, Sylwester… – nie dokończył Wiktor.

– Nie, do cholery! Nie wtedy! – Nabrał powietrza, jakby miał zanurkować w głębinę w poszukiwaniu pereł, po czym prawie wykrzyczał: – Teraz się zakochałem!

– Co? – zapytał retorycznie gospodarz. – Pogięło cię? W kim? W kim, do cholery?

– W Natalii – odparł, bez ogródek Marcin, uśmiechając się jakby z satysfakcją.

– W kim? – powtórzył pytanie, całkiem zbity z pantałyku Wiktor.

– No przecież mówię, w Natalii. Czego nie rozumiesz?

– A co z Magdą? Zamierzasz jej powiedzieć przed urodzinami, czy może dopiero po? Kim w ogóle jest Natalia?

– No widzisz, – Przełknął ślinę i kontynuował. – Poznałem ją w galerii…

– Handlowej? – przerwał mu przyjaciel – Czyś ty zwariował?

– Nie! W galerii u Ziemkiewiczów. Wystawia tam swoje prace. Maluje. Zobaczyłem ją jak oprowadzała swoich gości po wystawie. Przyłączyłem się i nie mogłem oderwać od niej wzroku, nawet nie wiem jak wyglądały te obrazy. Chwilę rozmawialiśmy, nie pamiętam o czym, ale koniec końców dała mi swój numer. Dzwoniłem, ale nie odbierała, Straciłem nadzieję. Nie mogłem myśleć o niczym innym. Dlatego zapomniałem o urodzinach Magdy. Wreszcie w zeszłym tygodniu zadzwoniła. Była za granicą i korzystała z innego numeru. Wiedziałem, że Magda jedzie w weekend na szkolenie. Umówiłem się z Natalią i chciałem cię prosić o przysługę, jak starego przyjaciela.

– Jaką znowu przysługę? Myślałem, że chodziło o prezent dla Madzi.

– O prezent też, ale kiedy dzwoniłem chciałem cię prosić, byś mnie krył. Powiedziałem Magdzie, że w weekend jedziemy razem na ryby. Wiesz ona zawsze dzwoni, jak nie będę odbierał może zacząć coś podejrzewać. Ustalimy wspólną wersję i w razie potrzeby potwierdzisz ją. Ona ci ufa.

– No właśnie, ufa mi. Nie chcę tego psuć.

– Jak długo jesteśmy przyjaciółmi? – zapytał Marcin, patrząc Wiktorowi prosto w oczy.

– Nie pamiętam. Prawie od zawsze, ale… – Próbował tłumaczyć się Wiktor.

– No widzisz, a Magdę znasz niespełna pięć lat.

– O nie! To jest szantaż. – zaprotestował – Nie będę ryzykował utraty zaufania Madzi, pomagając ci ją zdradzić. Nie ma mowy! – definitywnie stwierdził Wiktor, robiąc się wyraźnie czerwony na twarzy.

– Taaaak? A ty? Kim była ta kobieta z którą się umawiałeś na następny weekend? To przecież nie była Tereska.

– Teresa to już historia, przestań…

– A ta stewardesa, jak jej było? – Tu zrobił wymowną pauzę – Iwonka? To też już historia? Zmieniasz je jak rękawiczki a mnie próbujesz moralizować.

– Nie zapominaj, że ja nie jestem żonaty. To jednak jest różnica.

– I co z tego. Przecież ja nie chcę się rozwodzić z Magdą. Chcę tylko przeżyć coś prawdziwego, coś co mnie uszczęśliwi.

– Magda cię już nie uszczęśliwia? Tak ci się szybko znudziła?

– Może to był błąd? Nie musiałem się od razu żenić, ale byłem zakochany.

– Teraz też podobno jesteś, w tej, jak jej tam? Natalii. Skąd wiesz, że tym razem to nie błąd?

– Nie wiem. Jednak już postanowiłem, bez względu na to, czy mi pomożesz czy nie, spotkam się z Natalią.

– Dobra! W porządku, co chcesz bym powiedział Magdzie, kiedy zapyta co robiliśmy w weekend? Musimy ustalić szczegóły, jeśli już mam ryzykować utratę koleżanki, to muszę to ryzyko sprowadzić do koniecznego minimum. Mam tylko nadzieję, że ta cała Natalia, równie szybko ci wyparuje z głowy, jak do niej wpadła.

Wracając od Wiktora myślał o weekendowym spotkaniu, lecz w pewnym momencie jego zdrowa część świadomości, podsunęła mu kontramyśl, jakże realną i merytoryczną:
Co do diabła ma kupić Magdzie na urodziny? Zatrzymał się na chwile i rozejrzał dookoła. Był jakiś zdezorientowany. Na olbrzymim billboardzie, po drugiej stronie ulicy, wyświetlana była reklama z ofertą „NeoEuroMarktu”. W tej właśnie chwili przypomniał sobie, jak jego żona wspominała coś o odchudzaniu. Tak, już wiem! – pomyślał i ruszył w stronę centrum handlowego.

Nadeszła środa. Magda już od rana była nakręcona. Marcin nie zdradził się ani słówkiem co dla niej ma. Udawał, że w ogóle zapomniał o jej urodzinach, ale to niemożliwe, nie mógłby. Po pracy pojechała prosto do domu.

Czekał na nią w salonie z olbrzymim bukietem herbacianych róż. Takie lubiła najbardziej. Ze stojącego na stole, błyszczącego jak lustro coolera, sterczała szyjka wielkiej butelki francuskiego szampana.

– Kochanie, sto lat! – powiedział bez większego entuzjazmu i wręczył jej bukiet. – Usiądź proszę. – Odsunął krzesło.

Usiadła, on nalał szampana do dwóch kryształowych kieliszków i podał jeden z nich żonie.

– Twoje zdrowie kochanie. – Pocałował ją w policzek. Wypili. – Teraz zamknij oczy, proszę. Mam coś dla ciebie.

Magda posłusznie zamknęła oczy, czuła jakby miała za chwilę eksplodować.
Jednak nie zapomniał, wiedziałam, wiedziałam, ale trzeba przyznać, że prawie mnie nabrał, mój niegrzeczny chłopczyk. – kontemplowała.

– Już możesz otworzyć!

Otworzyła. Jej oczom ukazała się…

– Waga?! – wydukała.

Widząc jej zakłopotanie Marcin zaczął się tłumaczyć:

– To nie jest taka zwykła waga, to najnowszej generacji sprzęt do pomiaru i monitorowania wagi, tkanki tłuszczowej, ilości wody w organizmie i jeszcze wielu parametrów.

– Ale… To waga. – odparła próbując ukryć zakłopotanie.

– No niby tak, ale sama wspominałaś, że chciałabyś trochę schudnąć. Nie żebyś była gruba, ale sama mówiłaś… Ta waga łączy się przez Wi-Fi z chmurą i zapisuje wszystkie pomiary. Układa indywidualny plan ćwiczeń i dietę. To osobisty trener personalny i przyrząd pomiarowy w jednym. Częściowo ją już skonfigurowałem, wejdź proszę, wypróbuj.

Wstała z krzesła i zakręciło się jej w głowie. Nie chcąc sprawić mężowi przykrości, przytrzymała się jego ramienia i weszła na wagę.

– No widzisz, to nic strasznego. Teraz analizuje twoje parametry i za chwilę wyśle raport na twój telefon.

Po chwili rzeczywiście odezwał się telefon. Magda zerknęła na ekran bez entuzjazmu i usiadła przy stole, odkładając smartfona.

– Wiesz co? Nalej mi jeszcze szampana, duuuużo szampana. – powiedziała zrezygnowanym tonem.

Do Marcina powoli zaczęło docierać, iż pomysł z wagą, nie był pierwszej wody. Lecz teraz cóż miał począć, musiał robić dobrą minę do złej gry i liczyć na wyrozumiałość małżonki.

Na szczęście Magda nie rozpamiętywała jego wpadki z wagą. Miała na głowie teraz wyjazd na szkolenie, no wiecie, garderoba i takie tam. Nie można przecież pokazać się każdego dnia w tej samej sukience, no i jeszcze trzeba mieć tak zwany wentyl bezpieczeństwa, gdyby któraś z uczestniczek, miała akurat taką samą kreację. Walizka ledwo się domknęła.

W sobotę, wcześnie rano, odwiózł ją na dworzec. Pocałował czule na pożegnanie i odetchnął z ulgą, gdy pociąg odjechał z peronu, pozostawiając tylko poszum toczących się gładko kół, zmierzając do Romanowa. W jego głowie nie było teraz już nic poza wizją spotkania z Natalią. Był jak naćpany. Jego mózg przestał myśleć racjonalnie. Choć zawsze był pragmatyczny, teraz nie miał pełnego kontaktu z rzeczywistością. Odetchnął głęboko jeszcze raz, i kiedy pociąg z Magdą zniknął z pola widzenia, ruszył z powrotem na parking.

Była dopiero szósta. Ogarnął mieszkanie i zabrał się za przygotowanie obiadu. Chciał zachwycić Natalię swym kunsztem kulinarnym, którego nigdy nie ujawnił przy Magdzie. Zresztą nie było takiej potrzeby, Magda świetnie gotowała i nigdy nie dopuszczała go do garów, co zresztą nie martwiło go w najmniejszym stopniu.

Zjedli kolację przy świecach, rozmawiali, nawet troszkę się spierali, co zresztą podnosiło w pewien sposób napięcie. W rezultacie, zgodnie z przewidywaniami Marcina wylądowali w łóżku. Seks był wspaniały. Taki spontaniczny, dziki, nieprzewidywalny i nieokiełznany.

Usiadła na łóżku i spytała czy może zapalić. Nie śmiał odmówić, też wstał z łóżka i poszedł szukać popielniczki. Kiedy wrócił do sypialni, ona już z zapamiętaniem zaciągała się cienkim papierosem, wypuszczając w stronę sufitu stróżkę błękitnego dymu. Podał jej popielniczkę. Podziękowała gestem, spytała czy może skorzystać z łazienki. Przytaknął i usiadł na łóżku. Nogi mu drżały i tak naprawdę nie wiedział co się z nim dzieje, co się stało, czy to było naprawdę, czy może to wszystko tylko mu się śni.

– Masz fajną wagę. – stwierdziła wychodząc z łazienki. – Taka wypasiona, pewnie musiała nieźle kosztować.

– Ta… Kupiłem żonie na urodziny, z tym że ona nie była zachwycona.

– No cóż, mnie się podoba i okazuje się, że schudłam.

– Doprawdy? Masz jeszcze z czego. Wyglądasz świetnie. Chodź tu, niech się przyjrzę z bliska. – Pogładził dłonią atłasowe prześcieradło.

Tymczasem w Rymanowie skończyły się już wykłady w ramach szkolenia i zaczęła się część nieoficjalna.

– Pani Magdo, czy napije się pani z nami drinka? Słyszałem, iż miała pani niedawno urodziny. Pozwoli pani wypić jej zdrowie i życzyć następnych osiemnastu lat, równie udanych i owocnych w sukcesy zawodowe i nie tylko? Zapraszam wszystkich do baru. Ja stawiam. – Nonszalancko zadeklarował Sebastian – szef Magdy.

W tym właśnie momencie zawibrował i cicho zaćwierkał telefon w Magdy torebce.

– Przeproszę was na chwilkę, idźcie, zaraz dołączę.

I cała grupa, z Sebastianem na czele, ruszyła w kierunku baru, Magda natomiast udała się do toalety. Gdy przekroczyła próg, wnętrze rozjaśniło się przyjemnym ciepłym światłem. Stanęła przy umywalce i patrząc w lustro poprawiła fryzurę. W tym momencie przypomniała sobie o telefonie. Sięgnęła do torebki. Jakież było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że to nie Marcin do niej napisał, to była wiadomość od „WAGI”:

„Gratulacje, właśnie schudłaś siedem kilogramów. Tak trzymaj”!

Nagle zakręciło jej się w głowie, poczuła gorąco i atłasowa ciemność otuliła jej zmysły. Głucho opadła na terakotową posadzkę.

I BUILT MY SITE FOR FREE USING